„Ej, a w tym Twoim kolarstwie to co jest najważniejsze?” – zapytał mnie któregoś dnia mój współlokator, Sebastian. „W sensie?” – odparłem. „No które zwycięstwo jest najbardziej prestiżowe, co trzeba wygrać by odnieść prawdziwy sukces w tym sporcie?” dodał, a ja zacząłem się w głowie zastanawiać nad odpowiedzią, z jednej strony żeby jak najbardziej zaspokoić mojego rozmówcę, a z drugiej siebie, bo chyba sam wcześniej się nad tym nie zastanawiałem. Było to bodajże 14 lat temu, ale swoją odpowiedź pamiętam jak dziś: „No Tour de France wiadomo, później Giro… No i Mistrzostwo Świata dodałem na koniec tworząc sobie w tamtym momencie swoją własną klasyfikację kolarskiego prestiżu w palmares, i kiedy wydawało mi się, że temat jest zamknięty, Seba na to „Ok, a olimpiada?” I tu nastąpiła pauza, a sam jako świeży ale niezwykle głodny wiedzy i już nieźle poinformowany fan kolarstwa szosowego popadłem w dłuższą rozkminę. No właśnie, jak to z tą olimpiadą? A właściwie wyścigiem olimpijskim w trakcie Igrzysk jak nakazuje poprawność. Gdzie w spektrum zainteresowania kolarskich kibiców mieści się to wydarzenie? W owym czasie, tej krótkiej pogawędki dwóch studenciaków Mistrzem olimpijskim był niejaki Samuel Sanchez i choć wielu z Was będzie go dobrze kojarzyć bo mimo braku seryjnych zwycięstw to na pudle wielkich tourów stał, to jednak ta część z czytelników, która śledzi peleton od niedawna będzie raczej musiała sięgnąć do Wikipedii czy też PCS. Dlatego olimpijskie złoto stało się dla Hiszpana najważniejszym trofeum, które dla każdego kolarza jest o tyle cenne, że może „chwalić się nim” przez 4 lata, aż do kolejnych Igrzysk. Właśnie to moim zdaniem czyni rywalizację olimpijską odrobinę mniej popularną wśród kibiców.
Wyścig ten nie odbywa się corocznie jak większość imprez na które czekamy, do tego przez lata dochodziły zmiany zasad i konkurencji w ramach igrzysk, oraz jak wiemy dobór trasy i tym samym grupy zawodników dla których będzie ona „stworzona”. Kolejnym aspektem jest termin rozgrywania igrzysk, który wypada po peak’u kolarskiego sezonu czyli francuskiej Wielkiej Pętli. Ten zestaw osobliwości czyni wyścig ze startu wspólnego emocjonującym głównie ze względu na to, że nie wiemy do końca w jakiej formie są pretendenci do medali oraz jak to już padało nieraz „Igrzyska to jedna wielka loteria”. Może i to prawda ale w formie trzeba być!
Najlepiej gdy przywozi się ją z wspomnianego Tour de France, gdy po zdobyciu po raz drugi koszuli w grochy Rafał Majka stanął w Rio na najniższym stopniu podium, po pełnym emocji wyścigu w którym niewiele dzieliło go od najcenniejszego kruszcu. Tamte zawody obok medalu Czesława Langa to do tej pory najjaśniejsze momenty naszych startów na szosie. Przed trzema laty mocno ściskaliśmy kciuki za Michała Kwiatkowskiego, który w Tokio zajął ostatecznie 11. miejsce, a na złotym rowerze do jutra buja się Richie Carapaz, przypominając nam o swoim triumfie w Tokio. To właśnie te złote detale i elementy strojów bądź całego roweru są tą dodatkową gratyfikacją dla złotego medalisty, ponieważ już od kilku dobrych lat kolarze wyróżniają się nimi spośród peletonu, a w przeciwieństwie do tęczowej koszulki towarzyszą im znacznie dłużej, o czym już wspominałem. Jest to więc wyścig osobliwy, o może innej randze i wadze, wyścig, który rządzi się swoimi prawami i który ciężko stawiać na szali przeciwko innym prestiżowym kolarskim imprezom; jednak wciąż jest to część najstarszej i najważniejszej sportowej imprezy na świecie, która wyczekiwana jest przez miliony kibiców. Jak będzie tym razem? Choć zaraz po finiszu w Nicei świat obiegła wiadomość, że Tadej rezygnuje z udziału w rywalizacji w Paryżu, to jednak na sobotnim starcie pojawi się szerokie i mocne grono zawodników chcących dołączyć do swej obszernej kolekcji olimpijski krążek lub niczym wspomniany na początku Sanchez sięgnąć po życiowy sukces.
Osobiście stawiam na Matje, który z pewnością będzie niesamowicie głodny tego zwycięstwa, lecz w gronie pretendentów wymieniłbym także Wouta, Remco, zwycięzcę wyścigu MTB czyli Toma Pidcocka, a po cichu liczę także na dobry występ Juliana Alaphilippe’a. Pytanie czy dobrą formę z Touru przywiózł Biniam Girmay, a także czy wycofani lub nie biorący udziału w Wielkiej Pętli okażą się w stu procentach gotowi, mając na myśli np. Madsa Pedersena. Wszystko okaże się jutro po południu. Emocji z pewnością nie zabraknie.
W niedzielę za to na starcie stają kobiety wśród, których pewne jest, że olimpijskie zmagania są jednymi z najważniejszych startów w tym sezonie i w moim odczuciu prestiż tej wygranej ma nieco większy wydźwięk niż w przypadku panów. Przed Kasią Niewiadomą, za którą mocno trzymamy kciuki trudne zadanie w postaci walki z mocnymi ekipami Belgijek, Holenderek oraz Włoszek. W tych ekipach wymienić możemy znane nam z rywalizacji z Kasią Demi Vollering, Vos czy też Elisy: Balsamo i Longo Borghini, a belgijska ekipa pojedzie na zawsze groźną i wszechstronną Lotte Kopecky.
Kończąc ten krótki, okolicznościowy wpis zapraszam wszystkich przed tv na weekendowe ściganie, będąc pewien, że mamy co oglądać. Sukcesy w Igrzyskach mamy już na koncie, dlatego cała nasza reprezentacja ma do czego nawiązywać, więc liczę na udane występy.
Last modified: 02/08/2024