by

Wyobraźmy sobie taką sytuację. Dzwoni do Ciebie kumpel i mówi:

  • Słuchaj jest taka akcja: chcę ze znajomymi pojechać gdzieś na rower. Tak na tydzień, wiesz, bo na dłużej nie mamy czasu. Jest nas cała grupa, kilka osób. Problem w tym, że każdy jest trochę na innymi poziomie i każdy będzie oczekiwał czego innego. Jedni będą chcieli walić codziennie po 100 km i minimum 2000 w pionie. Inni trenują do zawodów i będą potrzebować jednego prawilnego podjazdu do katowania tam i z powrotem, plus płaskiego do odpoczynku. Jeszcze inni to kolarstwo romantyczne, więc sami nie wiedzą czego chcą, byle by było ładne tło do zdjęć. W dodatku jadą też z nami zupełnie początkujący, którzy będą zaczynać przygodę z szosą, więc zadowoleni ich łatwe 30 kilometrów i jakaż dobra wypożyczalnia rowerów. Wszyscy chcemy poza tym dobrej pogody, słońca i pustych dróg. Budżet nie gra roli. Co polecasz?
  • Gran Canarię. – odpowiedziałbym bez wahania. 

Druga – po Teneryfie – najbardziej zaludniona wyspa z archipelagu Wysp Kanaryjskich wydaje się też być drugą jeśli chodzi o popularność, wśród osób szukających kolarskich wrażeń. A przynajmniej patrząc na wybory polskich kolarzy amatorów można takie właśnie wrażenie odnieść. Tymczasem to Gran Canaria mogłaby być tym z czym w pierwszej kolejności kojarzy nam się po połączeniu słów „kanary” i „rower”. 

Jak dotrzeć?

I znowu: dolecieć. Obecnie tylko Wizzair przewiduje loty bezpośrednie, ale połączenia w zimie odbywają się nawet 2 razy w tygodniu. Pamiętajmy też o lotach czarterowych. Inną opcją są loty z przesiadkami już na kanarach. Można żartem polecieć na Teneryfę i krótkim 20-minutowym lotem kanaryjskiej linii Binter Air dotrzeć na Gran Canarię. To trochę droższa i dłuższa opcja, ale dobra dla tych, którzy chcą mieć większą dowolność przy wyborze terminu.

Gdzie spać?

Na początku naszej kolarskiej opowieści o Gran Canarii należy wspomnieć o jednej podstawowej kwestii. Ilekroć wspominamy bowiem o tej wyspie w kontekście rowerowych wakacji, czy wyjazdów mamy na myśli jej południową część. To tam się śpi i tam się jeździ, co nie oznacza, że gdzie indziej nie ma dróg, asfaltów, podjazdów, czy bazy hotelowej. Oczywiście to wszystko jest też na północy, ale największym autem Gran Canarii jest jej prostota. Tu wszystko jest w jednym miejscu, łatwo dostępne i  nie musimy tracić czasu (ani my pisząc, ani wy czytając) na dywagacje o tym gdzie jeździć, gdzie spać i gdzie jest najlepsza pogoda. Zatem prosto z lotniska kierujemy się na południe w stronę Maspalomas: turystycznego centrum wyspy. Samo Maspalomas jest oczywiście ciągiem hoteli, knajp, sklepów i apartamentowców, ale drogi je okalające dają nam możliwość bardzo szybkiego wyjechania ze zurbanizowanego terenu. Maspalomas (pomiędzy San Agustin i Meloneras) jest płaskie i nie będzie od was wymagało wspinaczki na sam początek kolarskiego dnia. Pusta droga bez samochodów będzie dla Was osiągalna w parę, paręnaście minut. Miejscowości położone jeszcze dalej na południę w stronę Puerto Rico to alternatywne rozwiązanie, trochę spokojniejsze, oddalone o maksymalnie 20 km. Zatem jeśli chodzi o spanie na GC to wszystko pomiędzy Maspalomas, a Puerto Rico będzie dobrym wyborem.

Pogoda.

Najlepsza. A przynajmniej najlepsza jeśli by ją porównywać do innych wysp dookoła. Na Gran Canarii wydaje się być minimalnie cieplej niż na Teneryfie. Mniej też opadów, co doskonale widać po ubogiej roślinności: Gran Canaria przypomina dziki zachód, Arizonę, cienia co za tym idzie też jest mniej. Z kolei wiatr, który się na niej pojawia raczej nie przeszkadza kolarzom. Można tam jechać o każdej porze roku, natomiast w centrum wyspy, bywa tak, że gorące powietrze da Wam w kość trochę bardziej niż gdzie indziej.

Trasy.

fot: Adam Kolarski

O ile Teneryfa to wyspa trudna, to Gran Canaria jest jej kolarskim przeciwieństwem i wcale nie chodzi tu o trudności poszczególnych podjazdów, bo średnie nachylenia bywają tu znacznie wyższe. Przypomnę, że cały czas pozostajemy na południu. O co zatem chodzi z tą prostotą? To Proste XD:

Południe Gran Canarii jest słabiej zurbanizowane niż południe Teneryfy. Owszem – na wybrzeżu tętni życie, są tam hotele, sklepy i restauracje. Są miasta, jest autostrada. Z kolei w głębi południowej Gran Canarii znajdziemy raptem kilka mniejszych wiosek i miasteczek. To z kolei implikuje mniej dróg – bo tak, sieć asfaltowych dróg jest na południu Gran Canarii dość rzadka. Tyle tylko, że ze względu na małe zaludnienie tych terenów nie są to drogi pełne aut. To często pustawe, dobrej jakości asfalty*, gdzie spotkacie więcej kolarzy, czy turystycznych autobusów, niż tirów, czy samochodów wracających z pracy lokalsów. 

Samo ukształtowanie terenu też daje się dość łatwo streścić: im dalej w głąb wyspy tym bardziej pod górę. Na środku wyspy – nieco podobnie jak w przypadku Teneryfy – znajduje się wygasły już wulkan i to tam będą mniej więcej zbiegać się podjazdy Gran Canarii. Niech Was nie przestraszy widok stromych, skalistych szczytów. Między nimi ciągną się wąwozy z płaskim i przyjemnym terenem. Sami możecie zdecydować, czy chcecie pchać się w góry od razu po rozpoczęciu jazdy, czy może najpierw zaaplikujecie sobie 20 km względnie płaskiego terenu na rozgrzewkę. Możecie też w ogóle zrezygnować z gór. 100 km poniżej 1000 metrów przewyższenia? Da się! Tego Teneryfa Wam nie da.

Drogi Gran Canarii w zasadzie same układają się w kolarskie trasy: zaczynają się na wybrzeżu, po czym zapuszczają sie w głąb wyspy, żeby łączyć się ze sobą i tworzyć naturalne pętle. Wszystko można sobie bardzo łatwo narysować, zaplanować, a potem zdecydować, czy chcemy dzisiaj pokonać łatwe 30 km, średnie 60, czy mocne 100. A może i więcej. Co kto woli.  

Bucket list:

Pico de las Nieves:

fot: Adam Kolarski

Każda porządna wyspa musi mieć swój wulkan. No dobra, wymyśliłem to zdanie 2 minuty temu, ale uznajmy, że coś w tym jest. Zwłaszcza w przypadku Wysp Kanaryjskich wokół których się kręcimy. Teneryfa ma monumentalny Teide, La Palma wspaniale brzmiące Pico de los Muchachos, a Gran Ganaria Pico de las Nieves, czyli w bardzo wolnym tłumaczeniu „górę śniegu”. 

W przeciwieństwie do Teide śniegu raczej tam jednak nie znajdziemy, choć na rowerze wjeżdża się na poziom niemal równo 2000 metrów. „Wulkaniczość” też jest nieco na wyrost, bo wulkan ten jest wygasły, a krater mało efektowny i zarośnięty. Innymi słowo Pico de las Nieves to po prostu góra jak góra – szczyt z obserwatorium, bazą wojskową i przepięknym widokiem. 

A teraz przejdźmy do aspektów czysto kolarskich. Dróg prowadzących na szczyt jest co najmniej kilka. Z poziomu morza (na tym polega magia takich wulkanów, na takich wyspach) za każdym razem będzie to około 25-35 km nierównego, przerywanego wypłaszczeniami i zjazdami, podjazdu. W tym sensie nie będzie to Teide, gdzie droga nieustannie prowadzi pod górę. 

Za najbardziej klasyczny odcinek powinniśmy uznać 11 km z Ayacaty na szczyt o średnim nachyleniu 5,4% z trudnym początkiem 2,5 km początkiem ze średnią ponad 11%. Następnie czeka Was przepiękny punkt widokowy na Roque Nublo i sosnowy las, który zaprowadzi Was na szczyt. Do samej Ayacaty dróg jest przynajmniej kilka, a najmniej wymagającą wydaje się opcja El Doctoral-Santa Lucia-San Bartolome. Najkrótsza droga z Maspalomas to z kolei 45 km na szczyt ze średnią 4,1%. Z uwagi na wypłaszczenia i zjazdy trzeba stwierdzić, że „Pico” jest na rowerze osiągalne dla każdego. To będzie długa wycieczka, będzie gdzie stawać, pić kawkę, jeść kanaryjskie ziemniaczki i robić zdjęcia. 

Jeśli zaś chcecie doznań ekstremalnych i czysto sportowych wówczas polecam wersję z Ingenio. Będzie to 22 km ze średnią 7,1% za to z baaardzo wymagającym odcinkiem „La Pasadilla” czyli około 5 km ze średnim przewyższeniem 11% i z odcinkami ponad 15%. A jeśli liczby nie robią na Was wrażenia, to dodam od siebie, że uważam to za chyba najtrudniejszy podjazd jaki w ogóle jechałem na rowerze. Zwłaszcza, że po tych 5 kilometrach wypada jeszcze wjechać na szczyt. 

Serenity Climb:

fot: Adam Kolarski

Kanaryjskie Stelvio – tak mówią. Podjazd nie jest może najdłuższy, bo to raptem 8 km, ale wijąca się droga, równe nachylenie, widoki i zmienna roślinności powoduje, że są to najpiękniejsze 8 km na wyspie. Logistyczne jest to podjazd nieco skomplikowany, bo zaczyna się od strony Mogan, gdzie z większości popularnych „miejsc do spania” nie da się legalnie dotrzeć rowerem z uwagi na zamkniętą od lat drogę. Jak się tam dostać? A no można wziąć na krótki odcinek do Puerto de Mogan taksówkę, można też nawet popłynąć tam łodzią (czym w rodzaju wodnych taksówek z Puerto Rico). Można też najpierw wjechać na szczyt od drugiej strony, zjechać i zawrócić. 

Można tez ryzykować przejazd autostradą, pytanie tylko: po co? Konfiskata roweru  przez policję nie jest raczej miłą pamiątką z wakacji. 

Dolina łez:

Wąska, pustawa droga gdzieś w głębi wyspy. Z dala od wszelakich turystycznych atrakcji, również tych kolarskich. Żywego ducha wokół. Żeby dojechać do początku podjazdu trzeba trochę pokombinować. Samo 12 kilometrów podjazdu nie kojarzy się ze łzami. Średnio 8% przewyższenia też nie brzmi zabójczo. A jednak. Nazwa „Doliny łez” jest całkowicie adekwatna do przeżyć z nią związanych. Jest ciężko. Zaczyna się około 3 kilometrowym wąskim odcinkiem trzymającym nieustannie ponad 10%. Potem zjazdu i „ściana za miasteczkiem” i segmenty na Stravie mówiące coś w stylu „Angliru go home”. Na 700 metrach średnio 18%. Od połowy nie patrzycie już na procenty, nachylania, tętna, czy moc. Odliczacie już tylko metry do końca cierpienia. To wszystko w absolutnej ciszy, pośród niczego, wraz z nieustannym poczuciem „jak nie dam rady, jak stanę to już zostanę tu na zawsze, przecież tu nikogo nie ma”. Warto. Nie dla każdego, zdecydowanie. 

Zjazd z San Bartolome do Vecindario:

fot: Michał Kempa

Mistyczne przeżycie. Długi na 25 km, łagodny, ale momentami kręty. W zależności od tego ile deszczu spadło przez ostatni miesiąc może spotkać po drodze zarówno spaloną słońcem ziemię jak i zielone, niemal alpejskie łąki. I przepiękne, skaliste góry przede wszystkim. Wspaniałe widoki i poczucie, że jadąc do Maspalomas przez kolejne łącznie 40 km czeka was już tylko zjazd plus powrót z mocnym wiatrem w plecy. Bajka. Rekomendowana przerwa w Santa Lucia na ciastko i kawę w dulceria La Hornada. Obsłuży Was potężny Fernando Gonzales: kanaryjski kickboxer i lokalny szef. W każdym rozumiemy tego słowa, a przynajmniej na takiego wygląda. 

Soria:

Widokowo jest to ładny, typowo kanaryjski podjazd: droga się wije, wokół złowrogie skały, widoki jak na Dzikim Zachodzie. Trochę jak Serenity Climb, ale bez drzew i krótsze. Ale Soria ma inne walory niż widokowe. Pierwsze 5 kilometrów podjazdy o niemal idealnie równym nachyleniu 8% jest miejscem stworzonym do trenowania, robienia powtórzeń, czy testów. Góra jest z tego powodu często okupowana przez prosów, czy ambitniejszy amatorów tworząc klimat znany ze słynnego Coll de Rates w Calpe. Po 5 km kolarskiego prawidła warto wjechać dodatkowe 3 km na przełęcz, gdzie można skierować się w stronę Mogan (Serenity Climb) lub Ayacaty i zamknąć pętle w kierunku Maspalomas. 

“Kolarskość”:

To jest chyba największe zaskoczenie jeśli chodzi o Gran Canarię dla większości kolarzy amatorów. Liczba sklepów, wypożyczalni, ale przede wszystkim: po prostu duża liczba kolarskich grup. I tych zawodowcy i tych amatorskich. Spotkacie tu i brzuchatych brytyjskich, czy niemiecki Mamili, ale i prosów z World Touru i nie tylko. 

Typowo kolarskich knajp nie ma, bo ich też być nie musi. Większość punktów gastronomicznych przy popularnych trasa po prostu z automatu dostosuje się do kolarskich potrzeb jak stojaki na rowery, zestawy naprawcze itd. Wspomniana wcześniej Ayacata, czyli malutka górska wioska w samym centrum wyspy zaoferuje Wam przynajmniej 3 knajpy z gatunku „bike friendly”. Może spotkacie tam na kawie Petera Sagana, może Mario Cipolliniego, a może jakiegoś znajomego z Polski. Podsumowując: tak, kolarstwo na Gran Canarii jest widoczne, bardziej widoczne niż na Teneryfie. Rowery polecam wypożyczać w sieci Free Motion, mająca kilka jeśli nie kilkanaście punktów na południu wyspy. Jest też parę niezłych sklepów z hipsterskim napa.cc na czele. 

Jak nie południe to co?

Przypomnę jeszcze raz: cały ten materiał poświęcony jest południowej Gran Canarii. Bo południowa Gran Canaria w zupełności wam na wyjazd rowerowy wystarczy. Ale. Co z tą północą? Otóż północ to więcej dróg, więcej podjazdów, więcej aut, więcej cywilizacji, ale i więcej roślinności. Innymi słowy: więcej wszystkiego. Znajomy mieszkający na GC od kilku lat, który przejeżdża na rowerze zimą po 2,5 tysiąca kilometrów  miesięcznie powiedział mi kiedyś: No. Żyję i jeżdzę na południe. Fajnie tu jest. A najlepsze w jest tutaj to, że jak mi się kiedyś znudzi to mam jeszcze całą północ do zjeżdżania. Tyle, że do dzisiaj się nie znudził. 

Podsumowanie:

Tak jak pisałem na początku: jeśli długość lotu i cena wyjazdy nie robi Ci kłopotu, to Gran Canaria w kategorii „zimowy wyjazd na rower” zdobywa 1. miejsce i zakończmy dyskusję na ten temat. Po prostu. Pewna pogoda, nieskomplikowana i wolna od samochodów sieć dróg. Zróżnicowany teren, dobra infrastruktura i przepiękne widoki. A to wszystko w jednym miejscu, bez kombinowania „gdzie mieszkać, żeby mieć blisko”. A jak Wam się znudzi to macie jeszcze całą północ do zjeżdżania:) 

*stan dróg ulega niestety zmianie. Większość jest nadal bardzo dobra, natomiast trzeba brać poprawkę na to, że niektóre górskie odcinki bywają zamykane, lub dysponują gorszą nawierzchnią. Zwłaszcza Wspomniane wcześniej ostatnie 3 km podjazdu na Tauro Pass (Soria), a także odcinek GC 605 z Tauro Pass do Ayacaty i dalej do San Bartolome.

Ważne miejsca:

  • Panadería dulcería La Hornada de Pan: wspomniana kawiarnia w Santa Lucia. Prowadzi Pan ze zdjęcia:)

https://maps.app.goo.gl/f8QJ5ETrE3ubMiWs7?g_st=ic

  • Restaurante Casa Melo: jedna z kilkua knajpek obleganych przez kolarzy w wiosce Ayacata gdzie będzie zbiegało się wiele z Waszych tras

https://maps.app.goo.gl/qUTDcnHYCG3RV6pi6

  • Napa.cc – sklep gdzie wydacie ostatnie pieniądze pod koniec wyjazdu.

https://maps.app.goo.gl/isE5xjNxQekFtCbn7

  • Soul Penguin: lodziarnia, idealna na coffee ride i nie tylko.

https://maps.app.goo.gl/YLeffMTvjimYaEeY8

Trasy:

  • “Duży” loop z Puerto Rico, przez Sorię i Ayacatę – okolo 113 km/2000 up

https://strava.app.link/ThTWS7YgMFb

  • “Średni” loop z Maspalomas – 66 km/1300 up.

https://strava.app.link/JBBsLu2gMFb

  • “Mały loop” z Maspalomas przez Ayagaures – ok 40 km/650 up.

https://strava.app.link/q2ewIw4gMFb

  • Dolina Łez plus Pico de las Nieves – 140 km/3600 up

https://strava.app.link/af009a6gMFb

  • GC LOOP: loop dookoła całej wyspy! 180km/3800 up

https://strava.app.link/ZBzS2YahMFb

Segmenty:

  • Soria:

https://www.strava.com/segments/4580190

  • Dolina łez: 

https://www.strava.com/segments/632996

  • Serenity Climb:

https://www.strava.com/segments/2976759

(Visited 701 times, 1 visits today)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

trzynaście − 4 =

Close Search Window