
Igrzyska Europejskie budziły wiele kontrowersji od samego początku. Zaczęło się od tego, że nikt poza Krakowem tej imprezy nie chciał. Tak naprawdę to sam Kraków tej imprezy nie chciał tylko rząd chciał, żeby Kraków chciał, ale żodyn nie poczuwał się do wyłożenia pieniędzy na organizację. Trzy lata przesuwania terminu podpisania specustawy gwarantującej uruchomienie finansowania… i w końcu udało się!
Dla Kultury Kolarskiej – Paweł Bernas
Można budować, planować, organizować. Tylko trochę to wszystko za późno nieprawdaż? Rok na zorganizowanie potężnej imprezy według wytycznych i standardów olimpijskich to odrobinkę za krótko, tak o trzy lata za krótko. Sam patrząc z boku trochę łapałem się za głowę jak bardzo można być niekompetentnym, a trochę się podśmiechiwałem, bo przecież żyjemyw kraju absurdów. W skrócie trochę przypał, trochę dzień jak codzień. Obserwując to wszystko wyrobiłem sobie opinię, że koniec końców impreza albo się po prostu nie odbędzie i wyjdzie nam kolejny skandal, który absolutnie nic nie zmieni i nikt nie zostanie pociągnięty do odpowiedzialności, albo jakoś to poskładają i impreza się odbędzie z milionem niedociągnięć, ale w sumie kto by się przejmował?
No dobra, ja bym się przejmował, bo w międzyczasie uknułem sobie chytry plan wystartowania w tym iwencie. Skupmy się zatem tylko na kolarstwie górskim od strony zawodnika, czyli moim świecie.
W środowisku dużo mówiło się o przepalaniu kasy na bezsensownie rozbudowaną trasę w bezsensownej lokalizacji z absurdalnym dojazdem i logistyką na miejscu. Człowiek słuchając tego faktycznie zastanawiał się dlaczego nie wykorzystać już istniejących tras, może trochę je podkręcić i problem z głowy. Dużo narzekania i powątpiewania niepopartego niczym poza chłopskim rozumem – wchodzę w to! W międzyczasie jednak, porozmawiałem z organizatorem odpowiedzialnym za przygotowanie wyścigu, który naświetlił mi kilka przepisów, które musi respektować, a o których większość nie miała bladego pojęcia.
Po pierwsze cała trasa musiała przebiegać na terenach państwowych, po drugie robiąc wyścig pod wyżej wspomniane wytyczne i standardy olimpijskie trasa musi spełniać szereg wymogów co do szerokości, długości, zaplecza itd. Do tego problem z pogodą w Krynicy. Trasa musiała być odporna na ulewy, a żeby była na nie odporna musiała być w większości sztuczna. Ok, czyli spora część zarzutów została odparta, ale jeden problem pozostawał nierozwiązany – mało czasu na budowę. Z tym organizator nie mógł nic zrobić, bo fundusze zostały uruchomione za późno, a okno do prac ziemnych w górach nie trwa cały rok, więc trzeba było przeczekać zimę i wszystko robić na ostatni gwizdek. Ale taki serio ostatni. Im bliżej imprezy tym więcej wątpliwości budził stan prac i termin oddania.
Część naszej reprezentacji była na miejscu trzy dni przed oficjalnym rozpoczęciem zawodów i zastali wielki plac budowy, na który nikogo nie chciano wpuścić. Dwa dni przed przyjazdem wszystkich reprezentacji przeszła ogromna ulewa i zmyła część przeszkód. Trochę słabo jak na trasę, której głównym atutem miała być odporność na deszcz. Sprawiedliwie trzeba oddać budowniczym, że nie zmagali się z jakimś tam opadem tylko żywiołem, który generalnie podtapiał Krynicę, a co dopiero świeżo zbudowaną trasę kolarstwa górskiego. Jako, że miałem swoich ludzi na miejscu dochodziły mnie głosy, że “jak jeszcze raz popada to wyścig zostanie przełożony”, że trasa to nie będzie gotowa nawet na czwartkowy track walk i w ogóle słabo to wygląda.
Jadąc do Krynicy w czwartek dostałem potwierdzone info, że track walk faktycznie jest odwołany więc spodziewałem się wszystkiego co najgorsze, a co zastałem?
Pierwsze co trzeba było zrobić to odebrać akredytację. Miła obsługa, zero kolejki- sprawna akcja. W Nowym Domu Zdrojowym odebraliśmy pokoje, których standard nie powalał nowoczesnością, ale do niczego nie można było się przyczepić. Pojechałem zrobić swój trening na szosie, a po powrocie okazało się, że trasa jednak jest gotowa do track walku – o, pozytywy! Jedzenie zapewnione przez firmę cateringową było dobre, stołówka trochę za mała na jednoczesne przyjmowanie wszystkich zawodników, ale poza odstaniem kilku dłuższych chwil w kolejce raczej nie wiązało się to z większymi niedogodnościami. W piątek w końcu wjechaliśmy na trasę i… było super! Gdzie trzeba było podjeżdżać było ciężko, jak flow’owe zjazdy to szybkie i dobrze wyprofilowane, jak techniczne odcinki to naprawdę wymagające. Wieczorem w socjalach zaczęły pojawiać się pierwsze wrzutki zagranicznych zawodników i federacji kolarskich. Wszyscy zgodnie propsowali tor przygotowany na Igrzyska. Pod koniec dnia pojawił się jednak spory problem, bo przez Krynicę znowu przewaliła się nawałnica, więc wszyscy byliśmy już w opcji “teraz to już na pewno wszystko zmyje i nic z tego nie będzie”. Kolejny pstryczek w nos dla polskiego mentala narzekaczy, bo jedyną konsekwencją był przesunięty o 2-3 godziny rozkład sobotnich treningów.
Na trasie było błoto, ale poza dwoma krótkimi i stromymi podjazdami po korzeniach wszystko było do przejechania. Sam wyścig to już święto kolarstwa górskiego na najwyższym poziomie. Spikerzy, nagłośnienie, kibice, media- wszystko się zgadzało. Żeby sprawdzić swoje odczucia poprosiłem o szczerą opinię mojego kolegę z reprezentacji Niemiec. Kolega powiedział, że z punktu widzenia jego i całej reprezentacji impreza wypadła super, trasa im się bardzo podobała i mają nadzieję, że będzie wykorzystywana regularnie do “dużego ścigania”, a organizacyjnie nie napotkali żadnych problemów. Czyli sukces? I tak i nie.
W samej Krynicy brakowało miasteczka zawodów w centrum i wyciśnięcia z organizacji tak wielkiej imprezy absolutnego maksimum, lepszej promocji i większej ilości kibiców żeby arena pękała w szwach. ALE. Czy miało to wpływ na odbiór całości przez zawodników? Absolutnie nie. Pokazaliśmy całej cross-countr’owej Europie, że potrafimy w mistrzowskie imprezy. Czy dało się to zrobić lepiej? Absolutnie tak. Czy mamy powody do wstydu? Zdecydowanie nie.
Odchodząc już od części kolarskiej i wracając do ogółu. W odbiorze tej imprezy nie pomagają politycy i media wykorzystując ją do wojenki przedwyborczej. Klasycznie kibicując rządzącym i śledząc sprzyjające im media można odnieść wrażenie, że sukces goni sukces i nikt nigdy tak wspaniałej imprezy na świecie nie zorganizował. Będąc po drugiej stronie można łapać się za głowę ile jest niedociągnięć, jak bardzo nie wykorzystaliśmy potencjału Igrzysk, a to wszystko za niebotyczne pieniądze.
Gdzie leży prawda? Według mnie gdzieś po środku. Nie łudzę się, że gdyby te dwa miliardy złotych nie zostały wydane na organizację Igrzysk Europejskich nasz cudowny rząd znalazłby jakkolwiek rozsądny sposób na ich zagospodarowanie. No nie. Impreza była słabo promowana i od początku słabo zarządzana, Nie można jednak odmówić, że jako Polska sportowo bronimy się na całej linii, a zbudowane i odnowione obiekty wraz z całą infrastrukturą mogą posłużyć nam w wychowywaniu kolejnych pokoleń zacnych sportowców. I właśnie to jest dla mnie kluczowe. Skoro już to wszystko powstało to kryminałem byłoby nie wykorzystanie tego potencjału. Wracając do XCO. W Krynicy na tej trasie w przeciągu najbliższych 5-10 lat powinna odbyć się kolejna mistrzowska impreza, a regularnie musi tam być organizowany wyścig z kategorią UCI, która zagwarantuje zainteresowanie i przyjazd światowych gwiazd, ciągnących za sobą kibiców i sponsorów czego sobie i wam życzę, gdyż pokazaliśmy, że potrafimy i trzeba ten moment wykorzystać.
Last modified: 18/07/2023